Witam serdecznie. Cieszę się, że udało nam się znowu spotkać. Co się zmieniło od kwietnia 2014 r., kiedy ostatni raz przeprowadzałam z Tobą wywiad?
Sporo. Jak pamiętasz, pracowałem jako rzeźbiarz – dekorator w ogrodzie zoologicznym „Monde Sauvage” niedaleko Liège. Ale mówiłem Ci też, że moim prawdziwym hobby jest produkcja muzyki i inżynieria dźwięku i planowałem zastąpić tym moją pracę. Nadal pracuję we wspomnianym ZOO, choć w mniejszym wymiarze godzin, ponieważ chcę mieć więcej czasu na pracę w studiu. Powoli spełnia się moje największe marzenie.
Skąd takie – było nie było – nietypowe hobby?
Mam bardzo dobry słuch muzyczny. Już jako 6- czy 7-letnie dziecko grałem na organkach, potem na keyboardach, a w końcu na syntezatorach. Rodzice zapisali mnie do szkoły muzycznej, ale porzuciłem ją po kilku miesiącach, ponieważ nużyła mnie nauka nut. Jestem z natury niecierpliwy i chcę szybko widzieć efekty, a że każdą zasłyszaną melodię mogę bez problemu zagrać, stwierdziłem wtedy, iż nie muszę czytać nut. Zamiast ćwiczyć gamy i uczyć się palcowania, chciałem grać piosenki z radia.
Kiedy narodził się pomysł stworzenia własnego studia nagrań?
To był 2002 – 2003 r. Miałem ze sobą przywieziony z Polski syntezator/stację roboczą, na której komponowałem swoje piosenki, ale dzięki Internetowi odkryłem i zainteresowałem się profesjonalnymi programami do produkcji muzyki. Od tej pory każdą wolną chwilę poświęcałem na naukę i poznawanie tajników produkcji muzycznej. To było to, co chciałem robić od zawsze.
Jak szukałeś współpracowników?
W 2004 r. dałem ogłoszenie do prasy belgijskiej w rubryce muzycy/studia nagrań. Skontaktowali się ze mną twórcy belgijskiego musicalu. Na początku miałem im jedynie poprawić kilka detali w muzyce stworzonej przez kogoś innego, ale zachwycili się tym, co zrobiłem i zaproponowali mi stworzenie muzyki do całego musicalu oraz stanowisko dyrektora artystycznego. Początkowo wszystko szło w bardzo dobrym kierunku, jednak po kilku miesiącach przerwaliśmy pracę z powodu kłótni między inwestorem i kilkoma artystami. To było moje pierwsze rozczarowanie, taki przysłowiowy kubeł zimnej wody wylany na głowę.
Ale nie poddałeś się i wciąż chciałeś realizować swoje marzenie…
Tak, cały czas się dokształcałem, stopniowo poznawałem coraz więcej ludzi z branży, nawiązałem kontakty z różnymi artystami. Początkowo ze średnim skutkiem. Inwestowałem w sprzęt tak, aby móc uzyskać światową jakość. Zorganizowanie studia, takiego, jakie w tej chwili widzisz, zajęło mi około 15 lat. Właściwie cały czas dokupuję sprzęty. To szaleństwo nie ma końca. W chwili obecnej mam kolekcję ponad 50 syntezatorów, maszyn perkusyjnych oraz mnóstwo profesjonalnych urządzeń i procesorów do obróbki dźwięku.
Czy te inwestycje przyniosły Ci już jakieś wymierne korzyści?
Tak, w ciągu kilku ostatnich lat sprawy nabrały tempa. W tej chwili produkuję m.in. dla kilku polskich artystów, którzy podpisali kontrakty z największymi wytwórniami (Sony, Warner i Universal), oraz współpracuję z czołowymi producentami muzyki POP. Poza tym pracuję dla artystów z całego świata.
A dokładniej? Może jakieś nazwiska?
Kilka lat po musicalu nawiązałem współpracę z kilkoma artystami z Belgii. Stworzyliśmy tzw. team. Ja produkowałem i wymyślałem dema. Peter Bellaert (znany belgijski producent) wykańczał je w swoim studiu, a teksty i główne melodie pisał nam Stefaan Fernande, który pracuje z artystami z całego świata i jest autorem wielu hitów np. do Eurowizji. W 2014 r. zacząłem współpracę czeskim producentem Stano Simor, który był odpowiedzialny za powrót na scenę muzyczną Heleny Vondráčkovej, Karela Gotta i wyprodukował pierwszych kilka singli Ewy Farnej. Zacząłem od Remixu dla artystki (MISTA), którą się zajmował. A w 2015 r. wyprodukowałem dla niej mój pierwszy singiel „Catwalk Fever”, który był numerem 1 w kilku czeskich i słowackich stacjach radiowych, a na niemieckiej liście TOP 100 dotarł do 13. miejsca. Rok później wyprodukowałem kolejny singiel „Take Me Home” oraz mini-album tej samej artystki.
Który rok uznajesz za przełomowy?
2016 i 2017. Z poznanym kilkanaście lat temu przyjacielem mieszkajacym w Polsce, Maćkiem Pichlakiem otworzyliśmy wytwórnię „Metascope Records”. Maciek ma ogromne doświadczenie w marketingu i kontaktach z markami oraz sporą wiedzę muzyczną, a ja mam dostęp do profesjonalnego studia produkcyjnego i wiedzę z zakresu kompozycji, produkcji i miksu. Idealnie się uzupełniamy.
A co przyniósł miniony już 2017 rok?
Udało nam się nawiązać współpracę z największymi wytwórniami. Cztery utwory czekają już na premierę radiową, a kolejne są w trakcie produkcji. Tak jak wspominałem wcześniej, pracuję również z czołowym polskim producentem, a jeden z moich utworów został wybrany dla bardzo znanej artystki. Niestety, obowiązuje mnie tajemnica zawodowa i będę mógł ujawnić więcej szczegółów dopiero po oficjalnej premierze. W grudniu ukazał się też na YT utwór „Coś z Niczego” wyprodukowany dla znanych z kanału TVN TURBO Braci Collins. Śpiewają w nim czołowi artyści sceny RAP w Polsce jak np. KaeN i Drużyna Mistrzów. W 2017 r. zacząłem też prowadzić kanał na Youtube. Jestem aktywny na FB i Instagramie. Udzieliłem również wywiadów dla międzynarodowych pism branżowych takich jak „Music Tech” i „Inside Audio”.
Jakie usługi oferujecie?
Jesteśmy w trakcie kompletowania tzw. dream teamu zajmującego się produkcją od A do Z na najwyższym światowym poziomie. Mamy sieć kontaktów, autorów tekstów, wokalistów. Potrafimy stworzyć utwór na miarę pod wybranego artystę w jakości niczym nieodbiegającej od tej z radiowych list przebojów. Mastering (końcowy etap produkcji) często powierzamy najlepszym, nominowanym do nagrody Grammy amerykańskim fachowcom, którzy sa odpowiedzialni za końcowe brzmienie utworów wielu gwiazd światowego formatu.
Na czym polega specyfika tworzenia muzyki pop?
POP sprawia twórcom niemało kłopotów, o czym słuchacze często nie wiedzą. Wbrew pozorom to bardzo trudny gatunek. Dobra piosenka POP to opowieść od początku do końca. Trzeba umieć zbudować odpowiedni nastrój i zachęcić słuchacza do podróży. Poza tym kryje się za tym wiele technicznych detali. Trzeba znać jej budowę, czas, w jakim powinien pojawić się każdy element. Trzeba znać wymogi, jakie mają stacje radiowe i obserwować wszystko, co dzieje się na rynku muzycznym. Trzeba tym żyć.
Ile czasu zajmuje stworzenie materiału demo?
Demo można stworzyć w kilkanaście godzin jednak dobry materiał muzyczny gotowy do publikacji to efekt 100 – 150 godzin pracy. Przy tworzeniu muzyki niezbędne są częste przerwy i powrót do stworzonego materiału po kilku dniach, tak aby mieć świeże spojrzenie.
Ile czasu spędzasz w studiu?
Dużo, a jednocześnie za mało. Kilkadziesiąt godzin tygodniowo, głównie po pracy i w weekendy. Niejednokrotnie zdarzyło mi się obudzić o trzeciej nad ranem, wymknąć do studia, a o 8 pojechać do pracy. Zanim reszta domowników wstała, ja miałem już za sobą kilka godzin w studiu, które zawsze dają mi energię na cały dzień. Jeśli chce się być w czymś dobrym, to nie ma innej drogi niż zdobywanie doświadczenia i ciężka praca.
W Twoim studiu widzę mnóstwo sprzętu. Jakie efekty dźwiękowe możesz dzięki temu uzyskać?
Właściwie nie mam w tym zakresie ograniczeń. Mogę uzyskać dźwięk każdego instrumentu, od gitary akustycznej, przez trąbkę, fortepian, perkusję, organy i co sobie jeszcze kto wymarzy. Bywa, że korzystam z usług muzyków sesyjnych, ale to rzadkie przypadki. Dzięki mojej kolekcji syntezatorów i instrumentów wirtualnych jestem w stanie zaaranżować utwór tak, aby jakością i brzmieniem nie odbiegał od dowolnego przykładu, jaki pokaże mi artysta jako wzór.
Co jest Twoim marzeniem?
Całkowite zastąpienie mojego dotychczasowego zajęcia pracą w studiu. I wszystko idzie w tym kierunku. Przydałby się jakiś światowy hit, ale póki co wystarczyłby mi numer 1 w Polsce. Kto wie, może niedługo będę mógł się takim pochwalić …
W takim razie trzymam kciuki i niech to życzenie zrealizuje się w nowym, dopiero co rozpoczętym 2018 roku.
Dziękuję. Wszak do odważnych świat należy!
Przeczytaj także moje inne teksty w kategorii „wywiady”.
0 Comments