Witaj Moniko, jak wiem urodziłaś się Warszawie, ale zmienne koleje losu zaprowadziły Cię w różne zakątki świata. Jak to się właściwie stało?
Na moje życie wpłynęły dwa kluczowe wydarzenia. Pierwszym było przyznanie mi w 1986 r. stypendium Rządu Francuskiego i wyjazd do Paryża tuż po ukończeniu studiów na Akademii Muzycznej Fr. Chopina w Warszawie. W stolicy Francji miałam zostać kilka miesięcy, ale mój pobyt wydłużył się do kilku lat. Drugim przełomowym momentem było poznanie mojego męża, który jako dyplomata wyjeżdża regularnie na placówki w różnych zakątkach świata. Towarzysząc mu, miałam okazję mieszkać kilka lat w Tunisie, Brukseli, Addis Abebie (Etiopia), Tuluzie, by zatoczyć koło i znów wrócić do Brukseli.
Wachlarz Twoich zainteresowań jest szeroki: począwszy od muzyki, przez malarstwo aż po literaturę. Którą z tych dyscyplin lubisz najbardziej i dlaczego?
Te dziedziny są dla mnie nierozerwalnie związane. Z wykształcenia jestem muzykiem, dlatego daję koncerty, udzielam lekcji gry na fortepianie, ale nigdy nie chciałam poświęcać się tylko jednemu rodzajowi sztuki. Pochodzę z rodziny z tradycjami artystycznymi. Mój tato grał amatorsko na fortepianie, świetnie malował i pisał, więc ta specyficzna atmosfera domu rodzinnego bez wątpienia ukształtowała mój artystyczny charakter. Miałam i mam to szczęście, że los pozwolił mi mieszkać w różnych częściach ziemskiego globu i spotkać ludzi, którzy stali się moją inspiracją. To multidyscyplinarne zainteresowanie zaowocowało całą serią obrazów, które były pokazywane szerszej publiczności, oraz wydanymi przeze mnie książkami, począwszy od debiutu literackiego w postaci „Niespokojnych snów inspektora Dżina” w 1996 r.
Porozmawiajmy teraz o Twoim pobycie w Tunezji. Jak wyglądało tam Twoje życie codzienne?
W Tunisie mieszkałam w latach 1998 – 2003. Początki były trudne, a zaaklimatyzowanie się zajęło mi dwa lata. Dzięki mojej małej wówczas córce, Jessice, która dokarmiała bezdomne koty – jak się potem okazało przed domem bardzo znanego krytyka literackiego – weszłam w środowisko artystyczne. To właśnie Mohamed Salah Ben Amor zapoznał mnie ze przedstawicielami tunezyjskiego świata sztuki i to on później został tłumaczem mojej książki „Jeżeli życie jest tylko snem” na arabski. Życie kulturalne w Tunezji wówczas kwitło: w pięknych, zabytkowych pałacach odbywały się wystawy malarskie i koncerty, choć trzeba przyznać, że w krajach arabskich nie rozumieją w pełni naszej muzyki klasycznej, ponieważ ich skala jest ćwierćtonowa, podczas gdy europejska jest półtonowa. Rozwój historyczny form muzycznych odbywał się tam również w odmienny sposób. Mimo to miałam przyjemność dać recitale chopinowskie w Tunisie i Sidi Bou Said oraz – z pomocą Ministerstwa Kultury – zorganizować wystawę moich obrazów w La Marsa, Tunisie i Kartaginie. Pięcioletni pobyt w Tunezji wspominam bardzo miło: mieszkańcy są serdeczni, mimo iż czasem bywają ciekawscy, co powoduje zawsze zabawne sytuacje. Zawarte przyjaźnie zaowocowały wydaniem w Tunezji moich kolejnych książek: „Na wybrzeżach Kartaginy” (2006), „Tunezja, ziemia inspiracji” (2008), „Na paryskim bruku”(2011), mimo że ja już tam nie mieszkałam.
Gdybyś miała powiedzieć pokrótce, to o czym piszesz?
W moich książkach są dwie dominanty kompozycyjne: motyw podróży, czasami do wnętrza siebie, i motyw snu. Szczerze powiedziawszy, technika oniryczna jest mi szczególnie bliska. Ale nie chcę powiedzieć za dużo, ponieważ lepiej, aby czytelnik sam ocenił efekty mojej pracy.
Do której z wydanych publikacji masz szczególny sentyment i dlaczego?
Zawsze do ostatniej, bo wydaje mi się, że właśnie w niej dałam z siebie najwięcej. Wystarczy spojrzeć na „Ethiopiques. Voyage vers le bout de rêves”, za którą dostałam nagrodę poetycką „Des Gourmets de Lettres” pod egidą Akademii Igrzysk Kwietnych, która jest najstarszym, stowarzyszeniem literackim w Europie istniejącym od XIV w. Zainteresowani mogą kupić ten tomik poetycki w języku francuskim w księgarni FNAC czy na Amazonie.
Mieszkałaś w wielu miejscach. Do którego z nich chciałabyś wrócić?
Odpowiedź na pytanie z całą pewnością zaskoczy nie tylko Ciebie. Byłabym naprawdę zadowolona, gdybym mogła wrócić do Etiopii. Myśląc o Etiopii, ludziom przychodzi od razu na myśl skojarzenie ze śmiercią głodową, ewentualnie z książką „Cesarz” Ryszarda Kapuścińskiego. Tymczasem Etiopia boryka się teraz raczej z innymi problemami. Oczywiście wiele osób nadal cierpi z powodu niedożywienia lub niewłaściwego żywienia, lecz bezpośrednio nikt już z tego powodu nie umiera. Mieszkałam w Addis Abebie, która jest nie tylko stolicą Etiopii, ale i stolicą administracyjną całej Unii Afrykańskiej. Mało kto wie, że to drugie po Waszyngtonie miasto pod względem ilości ambasad. Życie w Etiopii nie jest łatwe: normą są przerwy w dostawie prądu i wody, braki niektórych produktów spożywczych jak mleko czy cukier, brak sprzętu medycznego poza stolicą, 4-miesięczna pora deszczowa od czerwca do września charakteryzująca się nie tylko opadami deszczu, ale i gwałtownymi burzami oraz opadami gradu. Addis Abeba leży na wysokości ok. 2400 m n.p.m., więc są duże różnice temperatur między dniem i nocą. W domach nie ma ogrzewania i mieszkańcy siedzą owinięci w koce, bo temperatura 12-14°C nie rozpieszcza. Z kolei w uniwersyteckim mieście Mekele niebezpieczeństwo stanowią hieny, które atakują grupami po zmroku. Dlatego ostrzega się wszystkich, aby pod żadnym pozorem nie wychodzić z domu, gdy zapadnie zmrok. Z drugiej strony, te hieny stanowią atrakcję turystyczną w Harrarze. Ale ta sama Etiopia, która boryka się z wieloma ograniczeniami, ma bardzo wiele do zaoferowania. Zwiedziłam cały ten kraj, byłam w najdalszych, bezludnych i dzikich zakątkach, miałam okazję zobaczyć mnóstwo najróżniejszych gatunków ptaków nad jeziorem Chamo i w Parku Narodowym Awash, który jest Mekką dla ornitologów z całego świata. I ta sama Etiopia nastraja duchowo: wszak jest to drugie po Armenii najstarsze państwo chrześcijańskie na świecie, a wyznawcy Etiopskiego Kościoła Ortodoksyjnego stanowią zdecydowaną większość. Pobyt w Etiopii był największym przełomem w moim życiu. W ciągu czterech spędzonych tam lat koncertowałam w Addis Abebie i Mekele, dawałam mnóstwo lekcji gry na fortepianie, ale nie zdążyłam juz zorganizować wystawy moich obrazów. Wernisaż odbył się dopiero w Tuluzie.
No właśnie, porozmawiajmy teraz o malarstwie. W tej dziedzinie jesteś samoukiem. Który malarz zachwycił Cię najbardziej i którego możesz metaforycznie nazwać Twoim guru?
Nie mam malarskiego guru, choć muszę przyznać, że szczególnie bliscy są mi impresjoniści, symboliści i surrealiści: belgijski malarz René Magritte i najsłynniejszy Hiszpan – Salvador Dali. Lubię płótna dynamiczne, opowiadające jakąś historię.
Patrząc na Twoje obrazy, dostrzegam od razu inspiracje odbytymi podróżami. A co Ci teraz w duszy gra i nad czym pracujesz?
W tej chwili pracuję nad kolejnymi tomikami wierszy o tematyce etiopskiej, jak również nad powieścią „Abisyńskie noce”. Mam nadzieję również na zaprezentowanie szerszej publiczności moich obrazów podczas wystawy, tym razem w Brukseli. Pozostaję również otwarta na wszelkiego rodzaju propozycje muzyczne, zarówno solowe jak i zespołowe, ponieważ uwielbiam dzielić się artystycznymi przeżyciami i doświadczeniami.
Dziękuję za rozmowę i trzymam kciuki za powodzenie kolejnych przedsięwzięć artystycznych.
Masz pytania lub uwagi? Zostaw komentarz pod tekstem lub napisz do mnie, korzystając z zakładki „kontakt”.
Przeczytaj także moje inne teksty w kategorii „wywiady“.
0 Comments